planetariat - bandzior & klawisz lyrics
[verse 1: bandzior]
mój tribe, ten vibe * łamie kark przez lirykę
i feel light, i feel that poprzez muzykę
kolejny weekend * jestem w tripie
rick and morty albo the witcher
nowe horyzonty albo daj ciszę
na paralotni lecę w orbitę
cztery kąty zlepiam w metryce
we dwoje, we troje * przeżyjemy paranoję
która nas otacza, przeboje z gwiezdnych wojen to jak zapłata
nie boję się latać, boję tu wracać
czasem przytłacza zepsucie świata
mentalna krata, tworząca granice świata
dzieląca stwórcę od robaka, mówcę od łajdaka
w mojej lufce siedzi czubaka
mówi szyfrem głos niemowlaka
tworzy enigmę mały szarlatan
zaściеlę ci łóżko, pod język włóż to
zmieniasz puls ziom?
plus to czasem minus, grzyb to chirurg
bez nas niе ma rymów
[verse 2: klawisz]
wciąż ten szyk zdań nam przystań odkrycia nie przystać
by skorzystać z prostych przyznań, prostych rozmyślań
obcych wokół wyznań, chcących mroku wyśmiań
mostów do cechu istoty, elo ja mam dosyć
ty lepiej weź idź już skończyć
mój styl jest morderczy, lepiej wyślij list gończy
to cios w pysk serdeczny, bo jesteś niedorzeczny
zbyt skuteczny w nieustannym egzekwowaniu
u pełen ludzi zawód w nieubłaganym dyskredytowaniu
szereg szewskich pasji w dwójnasób
zlepić czerep wiejskich pastwisk czaru impasu
i zlecić czele miejskich padlin filaru ambarasu
nie będzie mnie blisko lasu skomleń ciemnej jaźni
bo bliżej jest mój dom eksplozji krzyków wyobraźni
ja pierdolę rzeczywistość, gdy widzę nieustannie
jak wole istnień idzie nad zbyt instrumentalnie
w złym kierunku, brak szacunku, mgły stosunków
wielki krach wirtualnego wizerunku
z punkt do punktu w punkt punktuje własny punkt widzenia
puk, puk, puk, dzień dobry do widzenia
[verse 3: bandzior]
siadam do pióra, latam po chmurach
zrobionych ze skuna, może akurat mi się uda zrobić cuda
a może to ułuda?
żadna nomenklatura nie sk*ma dokąd tak zasuwam
nie obchodzi mnie hajsu góra
każdy dzień to kolejna próba
aby znaleźć wolność w grubych murach
w końcu ją znajdę, tym razem nie upadnę
zobaczę pełną szklankę i powiem: to było tego warte
oddać dziś za kolejną szansę
samotną tułaczkę doceniam coraz bardziej
chociaż nie jestem sam w tym bagnie
mam przestrzeń której mi nikt nie skradnie
bo nie jest z tego świata
co noc do niej wracam
całuję w czoło * potem przepraszam
zawsze mi wybacza bo widzi we mnie dzieciaka
kiedy w nią wchodzę przestaję płakać
albo zaczynam ze szczęścia
jeśli czas to morderca
wykorzystuję jego potencjał
dobrze wiem jak działa ten spektakl
zagram swoją rolę i mogę stąd spieprzać
i mogę stąd spieprzać
[verse 4: klawisz]
a kiedy w końcu zbuduję mój zamek na ruchomych piaskach
znowu się zgubię, by nie zatonąć w tym z czego wzrastam
w cieniach miasta, błąkam się jak wariat
szukam punktów odniesienia by zbudować własny planetariat
bo ciąży mnie przeszłość
zredefiniuję ją, zanim zdąży mnie obrócić w wieczność
bo zakrawa o śmieszność z przemijania robić drwiny
nasz czas jest teraz, jak nie teraz to kiedy niby?!
Random Song Lyrics :
- poetry - lalion lyrics
- general fyah - fyahbwoy lyrics
- perfume de nomeolvides - marcela morelo lyrics
- no weapons/see me - novelist lyrics
- ykwtd - josh royal lyrics
- 1 2 3 - florezbaby lyrics
- make me say - inigo sane lyrics
- pretty - ambré perkins lyrics
- calling all detectives - marie serneholt lyrics
- mysterium cosmographicum - archivist lyrics